Niezwykli, niepokonani, niezapomniani – większość filmów biograficznych przedstawia życia geniuszy, wybitnych jednostek, prawdziwych bohaterów. I choć przyglądanie się sylwetkom osób, które chwalebnie zapisały się w historii świata, może być inspirujące, znacznie bardziej podnoszące na duchu okazują się biografie ludzi, o których kultura nie zapomina tylko dlatego, że byli… boleśnie słabi. Oto propozycje trzech filmów przybliżających życiorysy artystów noszących dumne miano „najgorszych w swojej kategorii”.
Najgorszy film świata – „Disaster Artist”
Któż z nas, bywających w odmętach sieci, nie napotkał nigdy mema z niesławnego „The Room” w reżyserii Tommy’ego Wiseau (grającego, skądinąd, również pierwszoplanową postać – Johnny’ego)? Cytaty z tego rzekomo najgorszego filmu świata weszły na stałe do wokabularza internautów, dzięki czemu sama produkcja zyskała tak wielką popularność, że zdecydowano się na stworzenie biografii twórców tego dzieła – a jest o czym opowiadać! Tak powstał „Disaster Artist”, za kamerą stanął zaś James Franco, wcielający się również, podobnie jak bohater historii, w rolę główną. Zamiast jednak wyśmiewać hollywoodzki sen reżysera-amatora, Franco decyduje się nakręcić wzruszający komediodramat o niespełnionych marzeniach i trudnych przyjaźniach. Polecamy fanom kultowego „Pokoju” i nie tylko!
Najgorszy reżyser świata – „Ed Wood”
Chociaż Wiseau może chełpić się nakręceniem najgorszego filmu świata, tytuł najgorszego reżysera wszechczasów należy się komuś innemu. Ed Wood, bo o nim mowa, nakręcił takie arcydzieła jak „Glen czy Glenda” oraz „Plan dziewięć z kosmosu”, które łączy tragicznie niski budżet i rzucający się w oczy brak dubli. Wood stał się jednak prawdziwą ikoną dla fanów kiczu, wśród których znalazł się także, znany widzom z takich produkcji jak „Sok z żuka” czy „Edward Nożycoręki”, Tim Burton. Tak oto powstała biografia Eda Wooda, która oprócz ukazywania katastrofalnie zorganizowanych planów filmowych, dotyka także sfery prywatnej reżysera – jego relacji z kobietami i wyjątkowej przyjaźni z Belą Lugosim (w rolę którego w mistrzowski sposób wciela się Martin Landau). Film ten, wbrew oczekiwaniom widzów, wypełniony jest dziecięcą radością i niezłomnym entuzjazmem, przez co dramatyczne momenty wybrzmiewają tym boleśniej. Polecamy miłośnikom słodko-gorzkiego, kameralnego kina.
Najgorsza śpiewaczka świata – „Boska Florence”
Zostawmy jednak przemysł filmowy, zajmijmy się muzyką. W 2016 roku na ekrany kin weszła „Boska Florence”. To obraz opowiadający o Florence Foster Jenkins, amerykańskiej sopranistce, która… nie umiała śpiewać. Reżyser Stephen Frears, znany również z biografii „Królowa”, zdecydował na utrzymanie produkcji w lekkim, zabawnym tonie. Grająca tytułową postać Meryl Streep tworzy kreację tak ciepłą i urokliwą (wyjątkowo skutecznie udając przy tym nieumiejętny śpiew), że widzów szybko przestaje dziwić sympatia słuchaczy dla Florence, która sprawiała, że na każdym jej występie sala wypełniała się po brzegi. Polecamy tę pozycję osobom spragnionym lekkostrawnej komedii z nutką wzruszeń i fenomenalną grą aktorską.
API